przejdź do treści

Do poczytania


DZIKI ZACHÓD - Róża Kubiak - SZCZECIŃSKA ODYSEJA


                                                                                                               DZIKI ZACHÓD

Był czerwiec 1950-tego roku, tydzień do wakacji. Druga klasa szkoły podstawowej w Kościanie - moim rodzinnym mieście. Na lekcjach byłam już nieobecna, moje myśli krążyły wokół bliskiego wyjazdu do dużego miasta. Babcia mówiła, że jadę na „dziki zachód” - tak w Kościanie nazywano Szczecin. Wreszcie wakacje! Babcia spakowała małą tekturową walizeczkę, na szyi powiesiła mi woreczek z jedzeniem … i poszłyśmy na dworzec. Zajechałyśmy do Poznania i tam na peronie powierzyła mnie jak jakiś pakunek pani konduktorce. Pociąg wlókł się prawie 6 godzin. W Szczecinie na dworcu czekała na mnie Mama. Gdy wysiadłam z pociągu i znalazłam się w ramionach Mamy, nie interesowało mnie gdzie jestem, najważniejsza była Ona. Patrzyłam w nią jak w obrazek. Ponad rok Jej nie widziałam- od czasu jak wyjechała z Kościana.
Jadąc tramwajem patrzyłam przez szybę i zobaczyłam „dużą wodę” , później zaś wysokie domy, które były ślepe i czarne. Mama mieszkała w ogromnym domu na III piętrze przy al. Piastów 1. Mieszkanie było duże, ale mieszkały tam trzy rodziny (wtedy ludzie bali się mieszkać oddzielnie). Rano - po śniadaniu Mama musiała pójść do pracy( nie dostała wolnego), dała mi pieniądze na lody i powiedziała, abym nie oddalała się za daleko od domu. Gdy wyszłam z mieszkania był piękny, słoneczny dzień. W kiosku kupiłam mały notesik i ołówek , aby zapisywać nazwy ulic, którymi chciałam iść. Poszłam w kierunku Pogodna Aleją Wojska Polskiego, później ul. Piotra Skargi. Szłam różnymi małymi uliczkami aż znalazłam się w wielkim parku. Dziś wiem, że był to Park Kasprowicza. Byłam zachwycona widokiem drzew i zielonych krzewów. Chodziłam bardzo długo aż zgłodniałam. Park był tak gęsty, że nie umiałam z niego wyjść - każda dróżka była taka sama . Wiedziałam , że zbłądziłam! Było już ciemno gdy wydostałam się z parku na małą uliczkę. Dzięki wcześniejszym zapiskom - mimo ciemności ( gdzieniegdzie tylko były światła w oknach) dostałam się do domu. Naprzeciwko po drugiej stronie ulicy na gruzach zauważyłam nazwę ulicy - al. Piastów. Było ciemno i pusto …. Bałam się wejść do tej wielkiej kamienicy. Wtedy ujrzałam wychodzących z bramy ludzi w mundurach i moją Mamę, która, jak się okazało, zgłosiła milicji moje zaginięcie.
Wyjeżdżając ze Szczecina zapamiętałam ulice w gruzach, dużo drzew i zielonych krzewów. Obiecałam sobie i miastu, że tutaj wrócę, że tutaj będzie mój dom gdy dorosnę. Obietnicy dotrzymałam - od 1956r. mieszkam na „Dzikim Zachodzie” - w Szczecinie.
                                                                                                         Róża Kubiak



powrót na poprzednią stronę